Chociaż w pierwszym odruchu rzucałbym kamieniami razem z internetowym tłumem, po chwili namysłu uznałem, że jest w tym ziarno pewnej głębszej refleksji - pisze ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski dla money.pl, odnosząc się do słów prezesa firmy Panek w jednym z odcinków programu Biznes Klasa.

Maciej Panek opisuje sytuację z własnej perspektywy, narzekając, że pracownicy “nie powiedzą, że jest mi źle, że chcą, żeby to i to poprawić, że nie podoba im się to i tamto.” Stawia przy tym fundamentalne pytanie: “Nie wiadomo dlaczego. Boją się czy co?”.

Pracownik w Polsce się boi

Otóż tak, pracownicy w Polsce mają powody do obaw. Większość ma oszczędności dosłownie na czarną godzinę, a dom i auto na kredyt, więc są jedną niespłaconą ratę od wpadnięcia w spiralę długów. Przy wciąż ogromnym udziale umów śmieciowych i coraz powszechniejszym wypychaniu ludzi na samozatrudnienie, problem braku stabilności cały czas jest poważny i dominuje na polskim rynku pracy. Optymalizacja podatkowa (np. poprzez wprowadzenie podatku liniowego na B2B) osładza życie prekariusza od przedłużenia do przedłużenia.

Mamy niezliczone obserwacje problemu na linii firma-pracownik. Według badań CBOS, coraz więcej pracowników deklaruje ograniczanie swobody zrzeszania się w swoich miejscach pracy. W 2021 r. było to aż 40 proc. respondentów, najwięcej w 20-letniej historii tego badania. Zamiast podwyżek oferuje się owocowe wtorki. Bezpłatne “staże” dla wykwalifikowanych ludzi w wiodących kancelariach czy na ogólnopolskich festiwalach to dalej norma.

Nic dziwnego, że pracownicy boją się, jeśli Panek sam w rozmowie rzuca pomysłami zupełnie nieludzkimi – przykładowo, by zmniejszać wynagrodzenia pracowników, bo w toku pracy spada im motywacja. Jak w takich warunkach “wychylać się” przed szereg i ryzykować ściągnięcie na siebie gniewu pana prezesa?

Rynek pracownika to kłamstwo

Jedną z teorii ekonomicznych wyjaśniających inflację jest ujęcie jej jako “konfliktu dystrybucyjnego”, czyli sporu o to, kto narzuci komu swoje wyższe ceny, a kto będzie zmuszony płacić bez możliwości przerzucania kosztów na kogoś innego. Ten kto skutecznie przerzuci swoje koszty i zwiększy stan posiadania – np. mierzony udziałem danego czynnika produkcji w PKB – tego należy uznać za stronę silniejszą negocjacyjnie.

Jeśli ktoś wciąż wierzy w rynek pracownika, to jak może racjonalnie wytłumaczyć spadek udziału płac w PKB przy jednoczesnym wzroście udziału zysków? A taki jest skutek obecnej fali inflacji. Nie tylko okołokryzysowy spadek udziału płac w PKB w Polsce należał do najwyższych w UE. Najnowsze prognozy Komisji Europejskiej sugerują, że mimo konsekwentnego wzrostu zatrudnienia i spadku stopy bezrobocia, w latach 2023-2025 wskaźnik będzie rósł wolniej niż w większości krajów UE.

Rynek pracownika widzą ci, którzy po raz pierwszy zobaczyli, że nie mogą pozwolić sobie na dosłownie wszystko w relacji szef-pracownik. We wciąż feudalnej kulturze polskiego zarządzania, którą tak celnie krytykuje np. prof. Monika Kostera-Kociatkiewicz, taka zmiana jest postrzegana jako zagrożenie dla niepodważalnego autorytetu właścicieli i prezesów, którym do bycia prawdziwymi liderami daleko.

Czy biznes może słuchać pracownika?

Zadam jednak prowokacyjne pytanie: czy świat opisany przez Panka nie jest rzeczywiście uczciwszy i lepszy? Pracownicy przychodzą, formułują otwarcie swoje potrzeby i żądania, a szef stara się je spełnić i jest rozliczany, jeśli słabo wywiązuje się ze swojej roli menedżera. Jeśli czują, że ich możliwości rozwoju się wyczerpały, szukają nowej pracy otwarcie o tym mówiąc, jednocześnie nie zaniedbując podstawowych obowiązków.

Wiemy doskonale, jak doprowadzić do takiej wizji. Udział związków zawodowych w firmach ułatwia zgłaszanie problemów, negocjacje i nie tylko spory, ale również porozumienia zbiorowe, w konsekwencji prowadząc nie tylko do większych płac, ale i mniejszych rotacji (zainteresowanych dowodami, odsyłam do tekstu Nadii Oleszczuk-Zygmuntowskiej w darmowej książce Regeneracja). Podobnie w większości bogatych krajów Zachodu, jak Francja czy Niemcy, działają obowiązkowe rady pracownicze czy nawet reprezentacja pracowników w zarządach i radach nadzorczych.

Współzarządzanie nie jest dziś infantylnie nazywane “komunizmem”, jak sugerują niekompetentni poganiacze niewolników postawieni w roli menedżerów. Jest jedyną możliwością, aby wspomniana przez Panka motywacja nie wygasła, kiedy początkowa energia nowej osoby – często mającej w głowie innowacyjne usprawnienie procesów – zostanie zmielona przez tryby odbierania i wykonywania poleceń.

Nie można oczekiwać motywacji nie dając przestrzeni do realizacji własnego pomysłu na rozwój biznesu. Nie można oczekiwać odpowiedzialności, jeśli wychodzi się z założenia, że premię za sukces zbiera właściciel, a pracownik to tylko chwilowy kontraktor do budowy prywatnego imperium szefa. Na drodze idealnego świata Macieja Panka nie stoi nieuczciwy pracownik, ale jego własne ramy dla relacji z pracownikami.

Laboratorium współodpowiedzialności

Najbardziej oczywistym miejscem, w którym zaciera się granica między szefem a pracownikiem, jest spółdzielnia. Można powiedzieć, że spółdzielnia to biznes, w którym nie jesteś sam. Choć istnieją organy zarządcze i nadzorcze, odpowiadają one przed walnym zgromadzeniem równych członków. Członkowie pracują i decydują, kto będzie ich pracą kierował. To świat obustronnej odpowiedzialności – prezesa wobec pracowników i pracownika wobec całej spółdzielni.

Nic dziwnego, że dla pokolenia Z spółdzielnia czy kooperatywa jest bardziej zrozumiała, niż dla pokolenia, które po transformacji rzucono na dziki rynek tzw. “Januszy biznesu” i wielkich hierarchicznych korporacji zagranicznych. Paradoksalnie współdecydowanie i współodpowiedzialność to odwrotność “urawnilowki”, raczej symfonia różnorodnych głosów. Indywidualista odnajdzie się w spółdzielni, bo znajdzie w niej zarówno przestrzeń na swój głos, jak i stabilność wynikającą z oparcia się o innych.

Rozumiem potrzebę Panka, aby ludzie angażowali się, utrzymywali wysoką motywację i uczciwie komunikowali swoje potrzeby i intencje. Jednak jako praktyk spółdzielczości wiem, jak ciężko przychodzi nam wyzwolenie się do twórczego wspólnego życia i pracy, o co apelował przeszło sto lat temu polski myśliciel i spółdzielca Edward Abramowski. Podstawą do tego jest zdjęcie ramy “pana i niewolnika” przez stworzenie ludziom przestrzeni, w której mogą wyprostować kark i poczuć się równi w biznesie.


Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, ekonomista, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i dyrektor zarządzający CoopTech Hub. Wykładowca, doktorant Akademii Leona Koźmińskiego

  • Kierunkowy74@karab.inOP
    link
    fedilink
    arrow-up
    1
    ·
    11 months ago

    Maciej Panek dla Biznes Klasy na money.pl:

    Przy okazji mogę powiedzieć, że jest żal do pracowników, którzy na przykład pracując szukają sobie w międzyczasie pracy. Nie pójdą i nie powiedzą, że jest im źle, że chcą, żeby to i to poprawić, że nie podoba im się to i tamto. Po prostu tego nie robią, nie wiadomo dlaczego. Boją się, czy co. Bo często tak jest, że pracownik mówi, że się teraz zwalnia. I praktycznie w większości wypadków on już ma nową pracę

    Łukasz Kijek zwrócił uwagę, że pracownicy najczęściej nie informują, że chcą odejść, bo czas pomiędzy podjęciem decyzji o odejściu a poinformowaniem pracodawcy wykorzystują, by znaleźć nową pracę. - Według ciebie to jest nieuczciwe, tak? - spytał swego gościa. - Tak - odpowiedział Maciej Panek. Przedstawił też argumenty na obronę swojej tezy.

    Przez ten czas, kiedy ten pracownik szuka pracy, on nie pracuje już z taką motywacją, jak wtedy, gdy został zatrudniony. Na początku, jak ludzie przychodzą do pracy, obiecują bardzo dużo. Później, jak już ich motywacja spadnie - mówię o tych, którym spada - to o tym nie mówią. Nie mówią, bo może sami czują się z tym źle? Bo przecież jeśli nie dają tego co kiedyś, to może ich wynagrodzenie powinno ulec zmniejszeniu. A mimo wszystko pobierają to wynagrodzenie w tej samej wysokości

    Maciej Panek odniósł się też do pytania o to, czy poszukiwanie nowej pracy nie jest najczęściej związane z podwyżką. - No, tak masz rację, w tej chwili raczej nie ma szans, żeby pracownik dostał podwyżkę. Ale to nie wyklucza, aby przyszedł i powiedział, co go boli. Albo czego potrzebuje. Wtedy ja będę wiedział, co zrobić w przyszłości, jak już będzie lepiej - stwierdził.

    Co jednak w sytuacji, jeśli jest firma, która w danym momencie płaci więcej? -** Jeśli tak jest i pracownik zdecyduje się odejść, to trudno, ja nie mogę go zatrzymać** - podsumował Maciej Panek.

  • marekpiotr@karab.in
    link
    fedilink
    arrow-up
    1
    ·
    11 months ago

    Całkiem dobre podsumowanie sprawy. Pracownik nie przychodzi do szefa ze słowami krytyki, ponieważ bardzo często ma powody żeby nie przychodzić. Mało który szef jest osobą chętną do słuchania krytyki, a pracownik musi zadbać o własne sprawy takie jak choćby zapłacenie rachunków.