• harc@szmer.info
    link
    fedilink
    Polski
    arrow-up
    8
    ·
    edit-2
    6 months ago

    Też się zastanawiam, czy chodzi o bolszewizm, czy to to jeden z tych nurtów anarchizmu, które dały się przekonać, że masowa zmiana społeczna jest niemożliwa, więc trzeba poprzestać na zadowalniu swojego ego?

    • kolejny anarchol@szmer.infoOP
      link
      fedilink
      Polski
      arrow-up
      6
      ·
      6 months ago

      chodzi o bolszewizm (i nie tylko w sumie, nie każdy państwowy komunista jest bolszewikiem) i kanapowe pierdolenie o rewolucji z bardzo wygodnej pozycji bardzo konformistycznie sobie siedząc w pierwszym świecie. bo widzisz, kanapa nie wymaga niczego, a jest bardzo wygodna. fajnie się mówi o rewolucji w kontekście pierwszego świata, bo ona nie nadejdzie, a oczywiście świadomość o problemach globalnego południa jest zerowa

      • harc@szmer.info
        link
        fedilink
        Polski
        arrow-up
        12
        ·
        edit-2
        6 months ago

        Że “nie nadejdzie” to się mogę zgodzić, bo to kwestia organizacji i działania, żeby do niej doprowadzić. Chyba, że ktoś wieży w nieuniknioną kolej dziejów, przeznaczenie, czy inne objawienia. W innych wypadkach pozostaje wytężona praca agitacyjna i organizacyjna, na rzecz radykalnej zmiany społecznej, aka rewolucji. W każdym razie stawianie tego pojęcia w jednym rzędzie z autorytaryzmem wywołuje u mnie głęboki sprzeciw. No o nie wszyscy wygodnie sobie siedzą w pierwszym świecie, to jakieś maoistyczne pierdolenie. Nie brakuje tu brutalnie eksploatowanych, nie brakuje głodnych, czy represjonowanych. Czasami inne mogą być narzędzia czy formy opresji, oraz płaszczyzny konfliktu, ale natura reakcji kapitalistycznych i konieczność walki jest ta sama.

        • kolejny anarchol@szmer.infoOP
          link
          fedilink
          Polski
          arrow-up
          1
          arrow-down
          3
          ·
          6 months ago

          tak, doprowadzimy do rewolucji która potrzebuje ruchu masowego w pierwszym świecie, gdzie większość wybiera konformizm. masz absolutną rację. wnoś w górę czerwony sztandar towarzyszu! ludzie, nie mamy przełomyu XIX oraz XX wieku. dodatkowo nie chcę być złośliwy, ale chyba trochę zignorowałeś (celowo, bądź nie) sierp i młot w swojej zmiance na temat autorytaryzmu. zresztą zapędy autorytarne są widoczne nawet wśród anarchistów od bardzo dawna. nawet nikt nie mówił o porzuceniu walki, to narracja którą sam sobie dorabiasz w celu wytworzenia strawmana złych anarchistów lifestylowców

          • Mikhail_Bakunin@szmer.info
            link
            fedilink
            arrow-up
            3
            ·
            6 months ago

            Twierdzisz że rewolucja jest niemożliwa w XXI wieku ale nie nawołujesz do porzucenia walki? W takim wypadku walki o co, o reformizm?

            • kolejny anarchol@szmer.infoOP
              link
              fedilink
              Polski
              arrow-up
              1
              ·
              6 months ago

              czy walka jest jednoznacza z rewolucją? czy mamy do wyboru jedynie dodatkowo reformizm? naprawdę, masz bardzo wąską perspektywę

                • obywatelle (she/her)@szmer.info
                  link
                  fedilink
                  arrow-up
                  6
                  ·
                  6 months ago

                  To jedna z najgorszych dychotomii jakie znam: “skoro nie możesz obalić systemu, to w takim razie powinieneś w nim żyć i go afirmować”. To dopiero podejście które odbiera sprawczość i neguje wszystkie aktywności, które nie prowadzą do Wielkiego Celu.

                  Nie, istnieje pierdylion wyjść pośrednich. Robienie wyrw, życie w szczelinach, ogarnianie różnego rodzaju aktywności uprzyjemniających życie w systemie tobie i innym. Atakowanie systemu tam, gdzie w danym momencie jest to potrzebne żeby ochronić konkretną grupę osób albo wywalczyć daną sprawę. TBH to większość dzisiejszych anarchistów (i nie tylko) tak właśnie żyje i robi, tylko wielu z nich ciągle nie może zrozumieć że to po prostu maks tego co można osiągnąć i wciąż roją sobie, że jakaś wielka globalna zmiana jest możliwa. Przecież nikt chyba nie wierzy na poważnie, że gotowanie jedzenia bezdomnym zmienia świat. Ale zmienia jakiś świat, w konkretnym kontekście i realnie* komuś* pomaga. Najgorsze co można zrobić to albo czekać biernie na rewolucję, albo frustrować się i wypalać w codziennych działaniach, bo widzisz że one do tej rewolucji nie prowadzą.

                  Tymczasem aktualnie nie tylko się na nią nie zanosi, ale wręcz jest gorzej: interferencje w postaci nieodwracalnych już w tym momencie zmian klimatycznych są czynnikiem, który skutecznie zaburzy w przyszłości wszystkie wielko-rewolucyjne rojenia i dalekosiężne działania. Nie mamy już czasu, by “pracą u podstaw” wydziergać sobie powoli drogę ku rewolucji, bo efekty tej pracy będą coraz częściej szybko niszczone przez pogłębiający się chaos. W czasach niepewności nikt nie będzie się przejmować ideami, które są nam bliskie: humanitaryzmem, egalitaryzmem, sprawiedliwością społeczną. Większość ludzi w obliczu dylematu “ja czy ktoś inny” wybierze siebie - wystarczy że stawka będzie odpowiednio wysoka. Jeśli będziemy chcieli przetrwać w tym świecie, musimy stworzyć takie przestrzenie i takie wspólnoty, takie kręgi wsparcia, które będą cechować się pewną odpornością na te zewnętrzne zawirowania. Bo niestety na wiele innych elementów zwyczajnie nie będziemy mieć wpływu.

                  Nie będzie zbawienia dla świata. Ale możemy zbawić się sami, w swojej skali.